czwartek, 27 grudnia 2018
One-shot Komahina " Białe pianino "
Oparłem mój podbródek o zgięcie dłoni i wpatrywałem się na unoszącą powoli w górę i dół klatkę piersiową ukochanego. Czułem, jak na moje wargi wpełza delikatny uśmiech. Nieśpiesznie, palcem protezy, która znajdowała się na miejscu lewej dłoni, sunąłem po mięśniach brzucha. Były twarde jak zawsze. Mój palec powędrował wyżej, ku żebrom szatyna. Zauważyłem, jak jego skóra robiła się bardziej napięta pod wpływem stykania się z chłodem metalu. Zachichotałem, gdy Hajime zadrżał.
- I z czego się śmiejesz? Twoja dłoń jest chłodna. Cholernie chłodna. - Drgnął.
- Ahaha, a może to dlatego, że odpowiednio mnie nie rozgrzałeś, Hajime~. - rzuciłem ze szczeniackim uśmiechem. Pewne jest to, że cybernetycznej ręki nie dało się rozgrzać, będzie ona zawsze zimna, jednak lubiłem się czasem droczyć z chłopakiem. Oczywiście, nie miałem na myśli nic złego, po prostu zostało mi to z przeszłości, w której kiedyś wypominałem talent, a raczej jego brak Hajime, teraz zmieniła się tylko forma irytowania go. Jednak w dalszym ciągu uwielbiałem jego poirytowany wzrok, jego ściągnięte ku środkowi brwi i poważny wyraz twarzy. Zabrałem rękę i ułożyłem ją na swoim biodrze. Przepiękne, heterochromiczne oczy spojrzały na mnie z politowaniem.
- Wcześniej na to nie narzekałeś. Byłeś cały rozpalony. - odparł i chwycił w swoją ciepłą dłoń moją protezę. Uśmiechnąłem się delikatnie. Splótł nasze palce i przysunął je bliżej wargom i ucałował te moje metalowe i srebrne. Poczułem ciepło wstępujące na moje policzki. Czasami, wciąż zbijało mnie to z tropu, gdy szatyn okazywał mi niespodziewanie czułość. Prawdopodobnie, nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nie uważałem, abym był tego godny... Jestem tylko śmieciem... Potrząsnąłem delikatnie głową, zganiając się w myślach. Hajime wpatrywał się we mnie tymi niezachwianymi, poważnymi oczami. Uśmiechnąłem się i zacisnąłem palce mocniej, jednak nie na tyle, aby zrobić mu krzywdę. Rzadko, ale wciąż zdarzało się, że nie potrafiłem kontrolować swojej siły w protezie.
Jednakże mogę powiedzieć z pewnością, że kontrola nad nią wychodziła mi teraz znacznie lepiej niż wcześniej.
- Aw, pamiętam jak jeszcze niedawno, prawie co nie łamałeś mi palców tą protezą - Ukochany wyszczerzył się w moim kierunku, gładząc moje palce. Odwzajemniłem to trochę krzywym uśmiechem. Może mu, po czasie, do śmiechu z tamtych sytuacji i mojej nieudolności. Jednak ja nie widzę nic w tym zabawnego. Do tej pory czuję poczucie winy za to, jak, o mały włos, bym go nie skrzywdził. A gdyby tak się stało... Nie wybaczyłbym sobie do końca życia.
- To wcale nie jest śmieszne... Gdyby tak się stało, to z pewnością zabiłbym się sam przez to, jaki ból ci sprawiłem. - Odpowiedziałem poważnie. Hajime uniósł jedną brew ku górze.
- Mówiłem ci to już nie raz i będę to powtarzać, dopóki mnie nie zostawisz. - Zmarszczyłem brwi oburzony. Ja, zostawić go? - Że jedyny ból, jaki mógłbyś mi sprawić to twoja bezmyślna śmierć, głupku. - Wczepił dłoń w moje półdługie, białe włosy. Czułem, jak delikatnie pociągał mnie za kosmyki. - Złamane palce to byłby mój najmniejszy problem, kochanie. Moje serce zostałoby rozbite na małe kawałeczki. Dlatego nawet nie próbuj mówić takich głupstw jeszcze raz. Ponieważ... - Jednym ruchem znalazł się nade mną. Usiadł na moich biodrach, a w jedną dłoń złapał moje obie ręce. Spojrzałem na niego zaskoczony i otworzyłem szerzej usta.
- O...? - Wypuściłem zdziwiony dźwięk spomiędzy warg. Nie spodziewałem się tego... - Czy ty... nie zamierzasz...? - Spytałem z przerażeniem w głosie. Moją odpowiedzią był jedynie jego zawadiacki uśmieszek. -Nawet tego nie próbuj! - Zagroziłem mu żartobliwie. Próbowałem wyswobodzić się, jednak moje ręce były unieruchomione. Zacząłem wierzgać nogami, ale nie robiło to na Hajime najmniejszego wrażenia. Był przyzwyczajony do moich jakże, za każdym razem, silnych prób zrzucenia go, kiedy siadał na mnie.
- Oduczę cię takiej durnej paplaniny - Nachylił się nad moją twarzą. W jego oczach błyszczały iskierki. Po krótkiej chwili poczułem jego usta na moim nosie. Na pewno to nie wystarczy, abym miał mu wybaczyć!
- Nie myśl, że to cię odkupi - Wydąłem wargi.
- Aww, chyba nie mam wyboru... - Zniżył się ku moim ustom. Uśmiechnąłem się do siebie i nastawiłem wargi, przymykając oczy, ale prócz chłodnego powietrza omiatające moje usta nic więcej nie poczułem.
- Hę? - Zamrugałem oczami. Jego roześmiana twarz znajdowała się zdecydowanie dalej niż moment temu.
- Nie ma mowy! - Zaśmiał się wesoło. - Nagroda później. Pierw kara. - Wypowiedział ostatnie zdanie złowrogim tonem i nagle... Jego zwinne palce znalazły się na moim lewym boku i zaczął mnie... łaskotać.
- Hahaha! - Wybuchnąłem śmiechem. Zacząłem się miotać, gdy poczułem wędrujące po całym tułowiu palce Hajime. Począł od boku, przechodząc na brzuch. Zginałem się w łuk i skręcałem całym ciałem, próbując uciec od dłoni chłopaka.
- Z-z-z ooostaw ... ! Hahahah! - Wykrztusiłem między salwami śmiechu, jednakże wiedziałem, że Hajime nie miał szybkiego zamiaru wypuszczenia mnie z uścisku. Te tortury będą trwać jeszcze przez długi czas, dopóki nie zrobię się cały czerwony na twarzy. Hajime wciąż się ze mną droczył i łaskotał mnie coraz szybciej, również zanosząc się śmiechem.
- Przestaniesz tak mówić? - Zapytał pół rozbawiony pół serio. Jego palce nie opuszczały mojego brzucha.
- Hahaha! Hahaha.. taaaak.. - Przeciągnąłem słowa, kiedy z wysiłku opuściłem zmęczone nogi. Nie miałem siły dłużej nimi wierzgać. Na marne zmarnowałem tyle energii, wiedząc, że nie ruszę ukochanego z moich bioder.
- Hmm... Nie wiem, czy ci wierzę~. - Wyszeptał mi na ucho. Poprzez ten cały śmiech, nie zauważyłem, nawet kiedy jego twarz znalazła się ponownie tak blisko.
- Ah.. hah.. Błagam. - Wydusiłem ze ściśniętej krtani. Dmuchnął zimnym powietrzem wprost w moje ciepłe ucho. Uniosłem drżący kącik ust ku górze i spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem.
- No dobra. Ale żeby mi to był ostatni raz. - Poczułem, jak wypuszcza moje ręce i opadają one na pościel. Leżałem, szybko oddychając, aby napełnić płuca powietrzem. Kręciło mi się lekko w głowie, ale już się do tego przyzwyczaiłem - taki był finał łaskotania. Rzuciłem zbulwersowanym spojrzeniem na Hajime, który tylko podniósł ręce w geście poddania.
- Zasłużyłeś sobie.Przewróciłem oczami. Byłem tego świadom. Ale dlaczego zawsze zasługiwałem sobie na... łaskotki? Nienawidziłem tego, jak moja twarz staje się czerwona, mokra od potu i łez, a przez krtań nie nie przechodziły najprostsze słowa. Nie mówiąc o tym, że dotlenienie organizmu zajmowało mi parę chwil. Mój chłopak doskonale był tego świadom, ale nie rezygnował z tych praktyk. Jednak mogę mu wybaczyć. Jeżeli taka prosta czynność jak ta powoduje u niego taki wybuch śmiechu i radości, to mógłbym spędzić na tym całe dnie. Wszystko, aby uszczęśliwić Hajime....
- Oj, już się nie obrażaj. - Westchnął i otarł dłonią moje mokre policzki. Spojrzałem na niego spod lekko zmarszczonych brwi. Odetchnąłem głęboko.
- Nie obrażam się.- Zaczesałem palcami grzywkę do tyłu. Poczułem lekkie dźgnięcie w żebra. Syknąłem cicho. Miałem delikatną skórę na żebrach, dlatego byle uderzenie wydarzało mi się mocniejsze niż w rzeczywistości. Hajime nie żałował sobie dzisiaj dręczenia mnie. Wydąłem dolną wargę. - Po prostu przypomniało mi się, jak w dzieciństwie moja mama mnie łaskotała... - mruknąłem. Nie często mówiłem o przeszłości, o naszej przeszłości w Neo World Program, o mojej przeszłości przed Jabberwock Island, a tym bardziej o dzieciństwie. Ukochany wydawał się zaskoczony poruszoną kwestią. Odkaszlnął w dłoń i powoli zgramolił się z moich wąskich bioder, opadając obok mnie na poduszkę. Odwrócił się do mnie bokiem i objął ramieniem talię. Przylgnąłem do niego. Pomiędzy palcami przebierałem krótkie, brązowe włosy.
- Lubiłeś to, jak to robiła, czy tak samo, jak teraz? - Zapytał z uśmieszkiem.
- Nie pamiętam... To było już bardzo dawno. - odpowiedziałem zamyślony, przecierając włosy. - Ale raczej nie byłem tego fanem. Chociaż...-uśmiechnąłem się smutno. - Była to jedna z niewielu atencji, jaką dostawałem od rodziców, więc teraz się cieszę, chociaż z tego. - wzruszyłem ramionami. Zawsze staram się utrzymywać pamięć o osobach jak najbardziej pozytywną, a zwłaszcza o rodzicach. Jestem im wdzięczny za wiele rzeczy, dlatego starałem się wymazywać te złe wspomnienia...
- Hmm... Cieszę się, że masz jakieś szczęśliwe wspomnienia z rodzicami - pogładził mnie po plecach. - Wcześniej nie bardzo o nich wspominałeś.
- Nie było za bardzo co wspominać - zachichotałem. Usłyszałem ciche, ale zirytowane westchnienie wydobywające się z ust Hinaty. - A u ciebie jak z tym było?- Zapytałem, ignorując westchnienie. Mogłaby być to dobra pora do porozmawiania na temat dzieciństwa Hajime.
- Em. - Podrapał się po policzku. - Nie wiem... Nie. - Uciął. Wpatrywałem się w niego niezręcznie. Chociaż wiem, że był uczniem z kursu rezerwowego, to nigdy nie interesowałem się jego relacjami z rodzicami, a sam mi o tym w ogóle nie opowiadał.
- Nie miałeś z nimi dobrego kontaktu? - Zapytałem wprost.
- Nie miałem. Odkąd pamiętam, starałem się zaspokoić ich oczekiwania, jednak wciąż było im za mało. - Słyszałem w jego głosie gorycz. Wtuliłem się w jego pierś. -Nie pamiętam, czy kiedykolwiek mnie za coś pochwalili. Nie było mowy o żadnych czułościach z ich strony. - mruknął. Widziałem po jego twarzy, jak błądzi we wspomnieniach. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka. Nie wiedziałem, czy mogę sobie pozwolić na przerwanie Hajime, więc zdecydowałem się czekać, aż chłopak dokończy swoje myśli. Tak też się stało. - Staram się nie mieć im tego za złe. Zwłaszcza teraz, jak... nie ma ich na tych świecie. - Westchnął i wysilił się na mały uśmiech w moją stronę. Wiedziałem, że zmuszał się do tego, abym się nie martwił o niego, ale mnie tak łatwo nie jest przekonać. Widziałem przez niego jak przez tafle lustra. Jego twarz nie potrafiła ukrywać skrajnych emocji, w przeciwieństwie do Kamukury Izuru, na którego twarzy beznamiętność gościła przez cały czas. Co wiązało się z tym, że nawet ja miałem trudności z wyczytaniem jakichkolwiek emocji u Kamukury.... Ale z Hajime było inaczej... Pochyliłem się i ująłem twarz chłopaka w obie dłonie. Uśmiechnąłem się lekko i pogładziłem bok jego twarzy.
- Shhh... - Szepnąłem i złączyłem nasze usta w lekkim pocałunku. Zauważyłem jak Hajime zamyka oczy, a jego gęste rzęsy rzucają cień na policzki. Odsunąłem się i zacząłem mówić:
- Haha, pamiętam, jak od zawsze, odkąd potrafiłem skleić pierwsze zdanie, kochałem czytać książki, dlatego, choć miałem sporo zabawek, które dostawałem raz po raz od rodziców, to najbardziej czekałem aż dostanę nową książkę. - Wspominałem, przy czym przymknąłem oczy.
- Ta miłość została ci do dzisiaj. - usłyszałem jego delikatny ton głosu.
Przytaknąłem z melancholijnym uśmiechem.
- Książki zawsze były moją ostoją, było to jedyne zajęcie, dzięki któremu nie musiałem się martwić o konsekwencję działania mojego cyklu szczęścia i pecha. Czułem się bezpieczny i wiedziałem, że inni ludzie, moi rodzice, także są bezpieczni. - Ciągnąłem, nie patrząc w ogóle na twarz szatyna. Poczułem lekkie ukłucie w sercu. Oni już dawno nie żyją. Osunąłem mój wzrok niżej, na kołdrę, która była w jasnozielonej poszwie. Sam ją wybrałem jakiś tydzień temu. Przecierałem między palcami róg poszwy. Czułem, jakbym opowiadał to już Hajime wcześniej, chociaż nie byłem tego pewien... Moja pamięć nie jest już najlepsza, dlatego nieświadomie często się powtarzam. Ale tym razem zbyłem to uczucie . Chciałem odciągnąć od pesymistycznych myśli mojego chłopaka. - Ahaha - zaśmiałem się cicho. - I po prostu, aż mi się przypomniało, jak dostałem pewną książkę, która została moją ulubioną książką z dzieciństwa... - zerknąłem na niego kątem oka. Słuchał uważnie mojej bezsensownej gadki. - Umm... Była to „Alicja w Krainie Czarów". - Przyznałem nieśmiało. Niektórym osób wydawałaby się ona dziewczęca, skierowana dla dziewczyn... W końcu główną bohaterką była dziewczyna. Osobiście, nie uważałem tego za dziwne, że lubię rodzaj takich książek... Ale ludzie mają różne, odmienne zdania...
- Oh! - Hajime zareagował z podekscytowaniem. - Znam to. Chociaż, powiem szczerze, nie spodziewałem się po tobie takiego wyboru. - postukał się palcem po brodzie. Uśmiechnąłem się niezręcznie. - Nie chodzi o to, że to źle. - Wytłumaczył się. Pokiwałem powoli głową. Nie zdziwiłbym się, gdyby uznał to za jakieś spaczenie. - Chociaż... jak tak pomyśleć... - mruknął i zmarszczył jedną brew - To pasuje do ciebie. -- Na jego usta wstąpił delikatny uśmiech oraz jedną dłonią odgarnął pukle zachodzące mi na twarz za ucho.
- Eh? Co masz przez to na myśli? - zapytałem trochę zdziwiony. Pasuje?
- .... Zagubienie w rzeczywistości. - Odparł z zaciśniętymi wargami. Moja brwi uniosły się ku górze.
- Tak to widzisz? - mruknąłem i oparłem policzek o zgiętą w łokciu rękę.
- Nahh... tak jakby - Założył ręce za głowę. Nagle pokręcił przecząco głową- Nieważne, lecz powiem szczerze, że akurat, w tym przypadku, obejrzałem tylko ekranizację. Nie czytałem powieści. - Uśmiechnął się niezręcznie. Uniosłem głowę z zaskoczenia i spojrzałem na niego.
- Ah?! Jak tak...można? - Nadymałem policzki - Przecież to klasyk! - odrzekłem z oburzeniem. Hajime podrapał się po karku i odwrócił wzrok. - Haajiime~
- Nagitoo, spokojnie. - Spojrzał na mnie kątem oka - Nadrobię, obiecuję, przeczytam - uśmiechnął się uspokajająco. Spojrzałem na niego spod długich, zasłaniających mi trochę widok, białych rzęs. Westchnąłem głęboko.
- Trzymam cię za słowo. Ponieważ ta książka naprawdę wiele dla mnie znaczy. Mam na myśli... Ah. Ta nadzieja kierująca Alicją ... w drodze do wydostania się z krainy czarów... Rozpacz wydobywająca się z tej krainy, a jedyna nadzieja będąca w Alicji... - z moich ust wydobył się niekontrolowany monolog - Ona była symbolem nadzie- Nie udało mi się dokończyć, gdyż z zaskoczeniem poczułem mokre i jędrne wargi mojej nadziei na swoich. Z zaskoczenia nawet nie zamknąłem oczy, jak to robię zazwyczaj w trakcie pocałunku. tak samo Hajime, wpatrywał się we mnie swoimi dwubarwnymi, znudzonymi oczami.
- Shh... - Odsunął się. - Ni słowa więcej na ten temat. Opowiedz mi o czymś innym, czego jeszcze nie wiem. - Powiedział. Zmarszczyłem brwi i spytałem:
- Ehh? Nie opowiesz o swojej ulubionej książce? - Hajime przewrócił oczami. Zirytowałem go?
- Zakończmy temat książek na razie, dobrze? - Pogładził mnie po bladym ramieniu. Dlaczego? Przechyliłem lekko głowę w bok, ale zgodnie z prośbą chłopaka nie kontynuowałem tego. Zacząłem się zastanawiać.
-Hmmm... coś, czego jeszcze nie wiesz... - Zagryzłem dolną wargę. Chciałbym powiedzieć coś, co zaciekawiłoby szatyna, ale z początku nie przychodziło mi nic do głowy. Ah. Poza jednym.... Chociaż to nie było coś, co uznałbym za niebywale ciekawe i godne jego atencji. Głośno westchnąłem i objąłem mechanicznym ramieniem tors chłopaka, przybliżając się do niego. Uśmiechnąłem się nieśmiało i zanuciłem cicho. - Mmm~ Nie jestem pewien czy to jest na tyle ciekawe... - Przewróciłem oczami pod wpływem spojrzenia dwubarwnych tęczówek.- Zanim moi rodzice zginęli, moja mama uczyła mnie gry na pianinie.
- Grasz na pianinie? - Zapytał ze zdziwieniem. - Wow, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
- Nie, to nie tak. Faktycznie, kiedyś umiałem coś zagrać... ale to było dawno, moi mama nie żyje już od kilku lat, więc nie pamiętam praktycznie nic... - Potrząsnąłem głową - Tak mi się wydaję... Zresztą to takie wstydliwie... Mówić to tobie, Ultimate Hope - Hajime uniósł brew.
- Co masz na myśli „mówiąc to mi"? - Zapytał zirytowany.
- Ah? - Uniosłem wzrok i roześmiałem się niezręcznie drapiąc się po karku - Masz wszystkie talenty... Więc w porównaniu do twojego Ultimate Pianist... moje znikome umiejętności w tej dziedzinie, heh, a raczej jej brak..... Nie chciałbym ośmieszyć się przed tobą bardziej niż to robię na co dzień - Mruknąłem -.... Zażenowałbym ciebie i twoje talenty. - Skrzywiłem się. Przecież to byłoby straszne... Nie ma mowy, żeby Hajime kiedykolwiek usłyszał moje ... granie. Prychnąłem w myślach. - Stara i zamierzchła historia.
- Nie ma mowy! - zaprzeczył oburzony i poczułem jego palec wskazujący na moim podbródku. Uniósł tym gestem moją twarz. Zamrugałem oczami. - Chciałbym dowiedzieć się więcej o twojej grze~.
- Eehh? - pisnąłem zaskoczony - Czyż nie powiedziałem przed chwilą, że moje umiejętności są wybrakowane? A przecież sam najlepiej umiesz grać na instrumentach...- Odparłem. Trochę nie rozumiałem jego zapału...
- To, że jestem, jakby, Ultimate Hope... Zostało mi to po części po Izuru, że posiadam te talenty... Ale nie wypływają one bezpośrednio ode mnie. Są one stworzone. - powiedział poważnym głosem - Nie czerpię przyjemności z używania ich, ponieważ mam je opanowane po calości. A ty, masz dobre wspomnienia związane z pianinem... Dlatego chcę to zobaczyć - pokręcił głową nagle - Nie, ja muszę to zobaczyć - wyszczerzył się - chcę zobaczyć, jak grasz na pianinie.
- Ehh? - Wzdychnąłem zaskoczony. Nie o to mi chodziło... Kiedy wspomniałem o pianinie... - A-Ale ja nie pamiętam już... - wybąkałem. Tego nie było w planach.
- Pomogę ci przypomnieć. - uciął. I zrozumiałem, że nie mam co się kłócić z chłopakiem... I tak byłem skazany na porażkę. Spomiędzy moich warg wyszło żałosne biadolenie. - Ciicho. - uśmiechnął się radośnie i wstał z naszego łóżka. Jego opalone, całkiem umięśnione ciało przykrywały tylko granatowe bokserki. Wpatrywałem się w jego twarde mięśnie na brzuchu. - Teraz się we mnie nie wpatruj, był na to czas wcześniej... - Westchnął. Zarumieniłem się. Nagle chwycił mnie za blade ramię i uśmiechnął się delikatnie. - Chodź. - Zwiesiłem usta w smutną podkuwkę, ale chłopak jedynie pociągnął mnie mocno za rękę, co poskutkowało tym, że prawie wypadłem z łózka. Sapnąłem i jak nowo narodzone źrebię próbowałem podnieść się do pozycji stojącej.
- Gdzie ty chcesz mnie zabrać? - mruknąłem i ustałem, przecierając jedną nogę o drugą. Było dość chłodno poza ciepłym łóżkiem i kołdrą.
- Do sali muzycznej - odparł i kiedy zauważył, że załapałem równowagę, złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie z uroczym uśmiechem na jakże przystojnej twarzy.
- Ahh? Jaka sala muzyczna? - zmarszczyłem lekko brwi - Mamy taką?! - rozszerzyłem oczy w zdumieniu. Pierw nie doszła do mojego mózgu informacja, że bierze mnie tam dlatego, że chce posłuchać mojej"gry na pianinie". Przeszedł przeze mnie ogromny szok, że prawdopodobnie, żyję w domu przez parę miesięcy z moim chłopakiem, a nie wiedziałem, że mamy salę muzyczną? Od kiedy? Czyżbym był tak ślepy?
- Nie otwieraj tak szeroko buzi. - zaśmiał się. Zarumieniłem się, wyobrażając sobie... Trochę inną sytuację. - Nie spodziewałem się, że tak się zdziwisz. Skoro mamy laboratorium, to sala muzyczna nie powinna cię dziwić, hę? - Zaczął mnie powoli prowadzić. - Muszę jakoś rozwijać...Hmm... swoje talenty... A raczej je utrzymywać... to, że wszczepili je we mnie, nie znaczy, że jak nie będę z nimi coś robił to nie znikną - Westchnął.
- Rozumiem, ale nigdy mi o niej nie powiedziałeś... Pewnie spędzałeś tam dużo czasu? - podrapałem się niepewnie po podbródku, a on na mnie spojrzał.
- Hmm... nie... nie bardzo... - Odparł. - Wolałem pędzać ten czas z tobą... - Uśmiechnąłem się jak głupi. Słodkie. Ciesze się, że chciał poświęcać swój drogocenny czas na mnie... Pomimo że miał ważniejsze rzeczy a głowie.
- Ale teraz chcę iść z tobą~ zagrasz dla mnie, prawda? - Zapytał, chociaż wyczułem z jego tonu głosu, że raczej nie oczekiwał mojej odpowiedzi na to pytanie retoryczne. Wiedział, że to zrobię i ulegnę jego osobie.
Sala muzyczna
Wszedłem do pomieszczenia ciągnięty za rękę przez Hajime, który z małym uśmiechem na twarzy otworzył przede mną drzwi. Niepewnym krokiem zacząłem wchodzić do środka jako pierwszy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, jak tylko zerknąłem przez próg to piękne, lśniące i białe pianino. Stało pośrodku biało-błękitnej sali. A obok instrumentu znajdowało się jedynie małe, białe krzesełko. Pomieszczenie rozświetlało również jasne światło, przez co miałem wrażenie, że znalazłem się nagle w ogóle gdzieś indziej niż w naszym domu. Moje oczy rozszerzyły się z zachwytu.
- Piękny - wyszeptałem. Poczułem jak kciuk chłopaka gładzi moją wewnątrz stronę dłoni.
- Podoba ci się...? - Jeszcze się pyta! Pokiwałem gorliwie głową, na co Hajime uśmiechnął się szeroko i podszedł do klapy białego pianina Przełknąłem ślinę i powolnym krokiem skierowałem się za nim, wpatrując się , jak zaczarowany w przecudny mebel.
- No chodź - ponaglił mnie, strząchając niewidzialne drobiny kurzu z góry pianina- Czego się boisz? - Zatrzymałem się i wyciągnąłem lekko rękę przed siebie.
- N-Nie jestem pewien czy jestem wystarczając-- - Zająknąłem się i zanim zdążyłem skończyć zdanie, Hajime przerwał mi:
- Jesteś godzien, Nagito, jesteś wspaniały, przyprowadziłem cię tutaj, ponieważ - Położył na moich ustach delikatny pocałunek - Ufam Tobie i kocham cię... - Powiedział cicho mi do ucha. Poczułem, jak na policzki wstępują mi rumieńce i uśmiecham się sam do siebie, a z kącika warg wypływa stróżka śliny. Spostrzegłem, jak chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej białej, ciężkiej klapy, pod którą znajdowały się czarno białe klawisze. Rękawem wytarłem twarz.
- No nie wstydź się, usiądź - Posłusznie usiadłem na krzesełku, wpatrując się z fascynacją jak Hajime podnosi klapę do góry Westchnąłem rozanielony na tak dobrze znajomy, choć dawno niewidziany widok. Klawisze lśniły nowością, jakby jeszcze nikt w ogóle na nich nie grał. Do głowy zaczęły napływać wspomnienia, jak razem z mamą, jeszcze przed katastrofą samolotu, oraz nauczycielem gry na pianinie siedzieliśmy przy naszym instrumencie... Był on również biały, chociaż wydawało mi się, że ten mógłby być trochę większy. Oraz nie miał paru rys, które przy tamtym pianinie, pomimo lakierowania były zawsze przez mnie zauważalne. Ale to dodawało pewnego uroku i tego, że wiedziałem, że to było moje pianino, nikogo innego... Haha, pamiętam, gdy zaczynały mylić mi się nuty i dźwięki, to mama brała długą linijkę od nauczyciela i uderzała nią po moich palcach. Hehe... Delikatnie przejechałem palcem po ramie. Jakby ręką odjął, zniknęły ze mnie poprzednie myśli i stres. Chciałem zagrać. Ułożyłem moje dwie dłonie na klawiszach. Nauczyciel powiedział mi kiedyś, że mam dłonie jak prawdziwy pianista. O długich, zgrabnych palcach... haha... nie sądzę, żebym się z nim zgadzał...Jednak... Westchnąłem głęboko i uniosłem palce, przeszukując w pamięci dokładnych wspomnień, które pomogłyby mi z umiejscowieniem ich w prawidłowym rytmie. Poczułem jak Hajime delikatnie kładzie mi dłoń na ramieniu. Jego obecność dodawała mi otuchy i odwagi. Przycisnąłem palce w odpowiednie klawisze i zacząłem grać... a raczej chciałem zacząć grać.
- Ah! - krzyknąłem w zaskoczeniu, kiedy do moich uszu doszła nieskładna i chaotyczna melodia, o ile można było to nazwać melodią...
- Oh - Westchnął ze zdumieniem szatyn.
- Mówiłem, że to będzie straszne! - Przyłożyłem obie dłonie do twarzy - Ja nic nie pamiętam, nic nie umiem! - Pokręciłem głową i poczułem jak po moich ramionach, przechodzi dreszcz.
- Sh, shh, to nie tak. - uśmiechnął się lekko i rozsunął moje dłonie, dzięki czemu mogłem zobaczyć jego delikatne spojrzenie. - Jesteś trochę zardzewiały, ale to normalne, nie przejmuj się. - pogładził moje białe pukle. Zwiesiłem usta w podkówkę. - Musisz się odpowiednio rozgrzać, pomogę ci, nie zniechęcaj się - Spojrzałem na niego jak zbity pies, ale posłusznie wyciągnąłem z powrotem rękę na klawisze. A chłopak położył swoją dłonią na moją i splótł palce, tak żeby miał kontrolę nad moją dłonią.
- Eh? - Spojrzałem na niego zaskoczony. Dlaczego będzie mną kierował, jak równie, zamiast mnie, to on może zagrać na pianinie?
- Przypomnij sobie - Wyszeptał, kiedy powoli zaczął wciskać kolejne klawisze za pomocą mojej dłoni. Niepewnie, dołączyłem drugą rękę próbując wyczuć rytm i dopasować do tego, co wygrywał Hajime. Poczułem jego zapach obok swojej twarzy i zorientowałem się, ze musi pochylać się nad moim ramieniem. Na jego twarzy tkwił mały uśmiech. Chciałem, aby na jego twarzy pojawiła się wielka radość, więc zmotywowany tą myślą, nagle, dźwięki zaczęły do mnie napływać ze zdwojoną silą i jakby ktoś odblokował dotychczas zamknięte na kłódkę drzwi w moim mózgu, zacząłem widzieć te melodia i ją układać. Wreszcie, melodia zaczęła płynąć tak jak tego chciałem,w tę znajomą muzykę. Nawet nie spostrzegłem, gdy Hajime zdjął dłoń z mojej i zamiast tego oplótł mnie wokół talii. Miałem wrażenie, że z początku, moje palce nie nadążały za moim tokiem myślenia i obawiałem się, że moje niezgrabne kończyny zaburzą harmonię i ład melodii. Jednakże, chwilę potem zacząłem się dziwić i nie dowierzać, że pomimo tak długiej przerwy w graniu, to wszystko zostało wewnątrz mnie. Ale może nie o to do końca chodziło. Chciałem w tę melodię wrzucić całego, prawdziwego siebie, pokazać to Hajime, uszczęśliwić go, wyrazić w tej grze moje uczucia, empatię i wdzięczność. Chciałem udowodnić mu ... coś? Nie, nie chciałem nic udowadniać. Po prostu postarać się specjalnie dla niego, mimo że wiedziałem, że nie było to mistrzostwo świata w graniu na pianinie. A muzyczny słuch Hajime może ucierpieć nad moim pogrywaniem, ale... on taki nie jest. Hajime doceniał moje wszelkie starania, dlatego mam nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej. Wkładałem w to całe swe serce i chciałem mu to pokazać, przekazać to czego nie potrafię słowami, chciałbym, aby mógł to wysłuchać wśród kolejnych dźwięków. Wpatrywałem się jak zaczarowany na białe i czarne klawisze, które raz po raz dotykałem. Uśmiechnąłem się melancholijnie i, prawdopodobnie żałując tego później. otworzyłem lekko usta i pomiędzy nich zaczęły wydobywać się słowa synchronizujące się razem z melodią, jaką tworzyłem.
- Eh? - Spojrzałem na niego zaskoczony. Dlaczego będzie mną kierował, jak równie, zamiast mnie, to on może zagrać na pianinie?
- Przypomnij sobie - Wyszeptał, kiedy powoli zaczął wciskać kolejne klawisze za pomocą mojej dłoni. Niepewnie, dołączyłem drugą rękę, próbując wyczuć rytm i dopasować do tego, co wygrywał Hajime. Poczułem jego zapach obok swojej twarzy i zorientowałem się, że musi pochylać się nad moim ramieniem. Na jego twarzy tkwił mały uśmiech. Chciałem, aby na jego twarzy pojawiła się wielka radość, więc zmotywowany tą myślą, nagle, dźwięki zaczęły do mnie napływać ze zdwojoną silą i jakby ktoś odblokował dotychczas zamknięte na kłódkę drzwi w moim mózgu, zacząłem widzieć te melodia i ją układać. Wreszcie, melodia zaczęła płynąć tak, jak tego chciałem, w tę znajomą muzykę. Nawet nie spostrzegłem, gdy Hajime zdjął dłoń z mojej i zamiast tego oplótł mnie wokół talii. Miałem wrażenie, że z początku, moje palce nie nadążały za moim tokiem myślenia i obawiałem się, że moje niezgrabne kończyny zaburzą harmonię i ład melodii. Jednakże chwilę potem zacząłem się dziwić i nie dowierzać, że pomimo tak długiej przerwy w graniu, to wszystko zostało wewnątrz mnie. Ale może nie o to do końca chodziło. Chciałem w tę melodię wrzucić całego, prawdziwego siebie, pokazać to Hajime, uszczęśliwić go, wyrazić w tej grze moje uczucia, empatię i wdzięczność. Chciałem udowodnić mu ... coś? Nie, nie chciałem nic udowadniać. Po prostu postarać się specjalnie dla niego, mimo że wiedziałem, że nie było to mistrzostwo świata w graniu na pianinie. A muzyczny słuch Hajime może ucierpieć nad moim pogrywaniem, ale... on taki nie jest. Hajime doceniał moje wszelkie starania, dlatego mam nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej. Wkładałem w to całe swe serce i chciałem mu to pokazać, przekazać to, czego nie potrafię słowami, chciałbym, aby mógł to wysłuchać wśród kolejnych dźwięków. Wpatrywałem się jak zaczarowany na białe i czarne klawisze, które raz po raz dotykałem. Uśmiechnąłem się melancholijnie i, prawdopodobnie żałując tego później. Otworzyłem lekko usta i pomiędzy nich zaczęły wydobywać się słowa synchronizujące się razem z melodią, jaką tworzyłem.
- Soushite bouya wa nemurini tsu ita.... - Nie wiedziałem, co dokładnie śpiewam, skąd brałem te słowa... Może słyszałem taką piosenkę, niewykluczone, ale wyrazy same nanosiły mi się na język. Poczułem obok swojego prawego policzka ciepły oddech Hinaty. Chyba nie spodziewał się tego, że będę śpiewał. Trochę mnie poniosło... Ale nie będę teraz przerywać!
Powoli, nieśpiesznie poruszałem kościstymi palcami, stukając nimi o klawisze.
- Ikizuku hai no naka no honō hitotsu, futatsu to - Wylewałem z siebie kolejne słowa - Daichi ni taruru ikusen no yume, yume - Nie oderwałem się nawet na chwilę od klawiszy. Nieprzerwanie. Delikatne dźwięki dosięgały moich uszu. Jednak nie byłem na tyle skupiony, aby je "podziwiać" albo nienawidzić. Nie wiedziałem, czy to wszystko, co grałem, było czegoś warte, czy jednak było całkowicie żałosne... Melodia nieustannie wydobywała się pomiędzy moich palców. Byłem skupiony na tym całym swoim ciałem, sercem i duszą. Świat przestał się dla mnie liczyć. Jedyne co teraz istniało to pianino, ja oraz, oplatający mnie od tyłu, ukochany. To... To było perfekcyjne, pełne nadziei. Kontynuowałem jeszcze przez kolejne minuty, starając się, aby dać z siebie jak najwięcej. Gdy zbliżałem się ku końcowi, wyśpiewałem kończące zdanie i lekko drżącymi palcami zagrałem kończące nuty. Uśmiechnąłem się szeroko do siebie i odetchnąłem, pocierając skostniałe dłonie. Odchyliłem głowę do tyłu, lekko niepewnie, chcąc zobaczyć rekcję chłopaka. Jest zawiedziony? Zażenowany? Jakie będą jego odczucia?
- Nagito, to było.... Cudowne... - Z zaskoczeniem zauważyłem jak Hajime uśmiechnął się drżąco, a jego oczy zaczęły robić się mokre. Eh?!
- H-Hajime? - Wyciągnąłem szybko ręce i ująłem jego twarz miedzy swoje dłonie i zmarszczyłem brwi - Dlaczego płaczesz? - Jedyną odpowiedzią, jaką dostałem od niego to niezrozumiały pomruk wydobywający się z krtani szatyna i jego dłoń na moich ustach. Zamrugałem. Po czym moje kąciki ust uniosły się ku górze i bez słowa (dłoń) pozwoliłem wtulić jego głowę w moją pierś, a ja oparłam podbródek o jego spiczaste, brązowe włosy i zacząłem cicho nucić.
END
_________________
A/N: jest to chyba jedyny fluff, który udało mi się napisać xD trochę nie w moim stylu, ale wynikło to, z tego, że przyśnił mi się Komaeda grający na pianinie XDD a inne rzeczy były częścią mojego dawnego rp z koleżanką, dlatego parę szczegółów może być z dupy, ale dla mnie ma to sens XD ogólnie nic specjalnego ten one-shot...
To, co gra Ko to kołysanka z d.gray-mana, dalej lubię XD
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.