czwartek, 27 grudnia 2018

One-shot Komahina "Monolog"

Hinata-kun... Zawsze będę nad tobą czuwać... Będę cię doglądać... Aby nie stała się tobie żadna krzywda. Hah... To trochę ironiczne, prawda? Ja, który zaczął tę szaloną grę zabijania... Ja byłem pierwsza osoba i jedyną, która chciała zabijać. Poświęciłem się tej idei.... Po prostu chciałem, aby zabijanie się rozpoczęło. Pragnąłem dać się zabić innemu Ultimate, ale moje szczęście ponownie mnie ocaliło, i życie straciła inna osoba.... Dlatego, na twoim miejscu, do mojej głowy wpadłaby myśl " Jak taka osoba mogłaby czuwać nade mną, aby nie stała mi się krzywda... A przecież to ta osoba wyrządziła jej najwięcej" i to jest najprawdziwsza prawda.... Zgadzam się z tym paradoksem.... HahahaAle ja wiem, wiedziałem od dawna... Ty nie jesteś jak inni, Hinata-kun. Nie zabiłbym cię. To wiem na pewno. Nie zdołałbym unieść noża w twoim towarzystwie. Przy tobie.... Widząc twój rozczarowany i wściekły wzrok... Nie chcę tego. Twoje życie jest ważne. Nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich na tej wyspie. Odmieniłeś ich wszystkich. Złączyłeś ich w jedno, jedno funkcjonujące ciało. Chociaż oczywiście, nie było idealne. W końcu i tak dochodziło do zabijania, nieprawdaż? Ale czy to była twoja wina, Hinata-kun, ze Tsumiki-san zdołała sobie przypomnieć przeszłość? To, kim była i kim byliśmy my? Nie. Gdybym miał przyznać.... To po mojej stronie leży wina obrotu tej sytuacji. Przecież ode mnie zaraziła się chorobą rozpaczy. W końcu to ona się mną opiekowała w kulminacyjnym momencie choroby. Zaraziła się tym ode mnie. Dlatego, nie mogłem sobie tego podarować. Gdy dryfowałem pomiędzmy przytomnością, a jej brakiem to widziałem wyraz jej twarzy... Tak pełen rozpaczy to poprzysiągłem sobie, że nie wybaczę tak obrzydliwie panoszącej się rozpaczy. Mikan stała się obrzydliwością... Eh. Nieważne. Sądzę, że zboczyłem z tematu. Poprzednie morderstwo Mahiru i Peko, która się do tego przyczyniła. To nie tak, że doszło do tego, bo odłączyła się od grupy i podążyła wedle swoich egoistycznych zachcianek. Działała po prostu zgodnie wobec rozkazów Fuyuhiko, ponieważ motyw tej sprawy był wymierzony prosto w niego przez Monokumę ...Hmmm... O czym to ja ... Ah... Hmm... po prostu nie mogę uwierzyć, Hinata-kun, że ktoś taki jak ty, bez talentu, bez nadziei, ktoś taki bezwartościowy mógł oddziaływać tak skuteczne na wszystkich Ultimate ! Włącznie ze mną, chociaż do bycia NIMI wciąż mi daleko. Ale mimo wszystko , oślepiłeś i mnie, od samego początku... Gdy tylko zobaczyłem cię bezsilnie leżącego na plaży... Ah...Czy to przez twój niezwykle okazały... Optymizm, hah, przepraszam za ironię w moim głosie. Przecież wiem, że byłeś po prostu realistą. Może to te twoje zdrowy rozsądek i podejście do sytuacji, a może, to, że można na tobie polegać... Wszyscy się tobie zwierzali, nawet ja, w co jakby, nie mogę uwierzyć. Że też powierzyłem swoją przeszłość tobie, rezerwowy uczniu. Eh . Chociaż nie stwierdzę, że twój wygląd nie byk tego przyczyną... Ah. To nie tak, że sprawdzam wolno mijający czas podczas dnia na wyspie na śledzeniu ciebie i wpatrywaniu się w ciebie jak w obrazek.. Naprawdę... To nie o to chodzi. Czy to twoja opalona, zdrowa cera, drobne piegi, porozrzucane na nosie i policzkach, od słońca, zielone jak trawa późnym latem, gęste i ciemne rzęsy.... Ah... Zaczęłam chyba za bardzo odpływać. Ja ciebie nie śledzę... Po prostu mam dobry wzrok i pamięć do szczegółów. Ahh, jak to jest,że nie mogę utrzymać się przy jednym temacie? Chyba czasami naprawdę a dużo mówię... Po prostu, Hinata-kun, przepraszam, mówiłem ostatnio o tobie tylko niemiłych rzeczy. Czego nie powinienem robić, jestem tylko śmieciem, chociaż ty jesteś rezerwowym uczniem.... Więc powinieneś być bardziej żałosny... Ktoś taki jak ty nie może pielęgnować w sobie nadziei! Nie no, co ja mówię.... Zaprzeczam sam sobie.... Ah. Powinienem wobec siebie być trochę szczery. Boję się ciągle z myślami. Wiesz? Mam straszny konflikt.. Nie wiem, czy powinienem zaufać mojej wierzę w nadzieje, czy mojemu uczuciu. Która kieruje do ciebie.... Bynajmniej... Uważam, że jesteś naprawdę, godną... Podziwu osobą. Zazdroszczę ci tej pewności siebie. Zawsze chciałem taki być.. ale już nie mam czasu na poprawienie swojej osobowości. Co by to dało? Już nic. Zresztą, ostatnio zachowuję się i tak jak gnojek w stosunku do was, przepraszam. Ah. Coś sądzę, że masz dosyć mojego długiego i nudnego monologu i mam nadzieję, że go nie słyszysz. Ponieważ byłoby to niezręczne zmierzyć się teraz z tobą spojrzeniem. Chcę odejść bez tego. Bez tego łatwiej będzie mi to zrobić. Zobaczysz później, o czym mówię, haha, to chyba nasze pożegnanie, na zawsze, tak sądzę, chyba że istnieje coś za tą wirtualną grą. Tak. Ten... Więc.... Żegnaj , Hinata-kun, kocham cię...- Szepczę na koniec. Na tyle cicho, abym sam nie dosłyszał tego, co mówię. Nie chce tego słyszeć. Wtedy to będzie jeszcze gorsze... Motywowałem się do powiedzenia tego przez cały czas spędzony na wyspie z Hajime. A dopiero teraz szepczę to pod nosem, sam nie do końca jestem pewien tych słów. I nie znajdę ich upewnienia, ponieważ już nigdy nie spotkam się z Hinata ponownie.... Pochylam się nad jego twarz się wpatruje w zrelaksowaną, spięta twarz chłopaka. Nasłuchuję jego delikatny i cichy oddech, po czym wiedząc, że jeżeli tego nie zrobię, będę żałował tego do ostatnich swoich chwil. Dlatego umieszczam swoje spierzchnięte, suche wargi na policzku Hajime i umieszczam na nim delikatny pocałunek. - To na pożegnanie. Pierwszy i ostatni pocałunek, haha. Cieszę się, że śpisz.... Nie wiedzę, chociaż twojej obrzydzonej twarzy... - Uśmiecham się smutno do samego siebie, patrząc na własne dłonie, które nerwowo zaczęły pociągać za rękaw kurtki. - Yup, będę szedł. - Szepczę i nie zastanawiając się nad tym drugi raz, wstaję z krawędzi łóżka, obniżając wzrok na podłogę. Zaciskam wargi w ciasną kreskę i szykuję się do wyjścia z chatki Hajime, jednak nagle coś mnie powstrzymuje. Staję jak słup soli, gdy czuję na swoim nadgarstku zaciskającą się czyjąś dłoń. Patrzę na czubki swoich butów pustym wzrokiem, ale jednocześnie czuję, jak moje oczy rozszerzają się w zdumieniu.

- Dokąd idziesz...? - Do moich uszu dochodzi zaspany, ochrypły, ale jednocześnie czujny głos Hajime. Zaciskam mocniej wargi i pociągam ręką, próbując wyrwać się z uścisku szatyna, ale na kogoś, kto pdopiero się obudził, jego ucisk jest niezwykle mocny. On.. On nie miał się teraz obudzić! Ahprzeecież on spał!

- Wypuść mnie - Cedzę przez zęby. Muszę stąd odejść... Jak najszybicej.. Z dala od niego Nie chcę go skrzywdzić...

Komaeda - Mówi twardo. - Chodź tu. - Zaciskam dłonie i wciąż stoję odwrócony do niego tyłem, ale unoszę powoli głowę do góry. - Na pewno nie wyjdziesz z tej chatki, po tym, co mi wszystko powiedziałeś - Dodał i usłyszałem szelest pościeli.

- Słyszałeś to...? - Szepczę z przerażeniem. - Wszystko...? - Słowa ledwo przechodzą mi przez gardło. To nie może być prawda... Nie może...

- Odwróć się. - rozkazuje - nie bądź tchórzem, Komaeda.


____________
A/N: Takie coś *shrug*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.