czwartek, 27 grudnia 2018

"The Servant of love" I Kamukoma/Komahina

   Świat był zniszczony.
   Dawniej tętniące życiem miasta wypełnione były zgliszczami, ruinami oraz prochami dawnych budynków. Na ulicach znajdowały się rozerwane, pozbawione dawnych właścicieli, maskotki przypominające biało-czarnego misia. Pod stertami gruzów, kamieni i brudu leżały martwe ciała... Rodzin z dziećmi, dziadków, nastolatków, księży, zwykłych ludzi... Kałuże posoki, oderwane kończyny. Nic nie mogło uchronić się przed toczącą się wojną pomiędzy nadzieją, a rozpaczą. Czerwone niebo brutalnie wywierało presję na żyjących istotach, aby zmusić je do desperacji i rozpaczliwych kroków wyniszczenia jednej ze stron konfliktu. Pojedyncze osobniki powoli sunęły się między uliczkami unikając kontaktu ze sobą nawzajem. Czy to byli wojownicy nadziei, rozpaczy, czy po prostu zwykli ludzie? Zarażeni są rozpaczą. Ich los łączy wspólna tragedia; Nie chcą pogodzić się z okrutnym losem i przyszłością jaka na nich czeka. W mieście panował złowieszczy spokój. Powoli zapadał zmrok. Ciemność spowijała miasto. Czas, kiedy ze snu budzili się drapieżcy. Zwykłych ludzi, o ile tacy tam żyli, nie powinno być widać o tej porze na ulicy. Każdemu, komu życie było miłe uciekał do zabarykadowanych czterech ścian, z których nie wychodził póki nie pojawiły się pierwsze promienie słońca. Wtedy światu chwilowo pokazywało się różowe słońce, dające Nadzieję na przyszłość, aby chwilę po tym krwista czerwień wstępowała na sklepienie nieba i rozwiewała wszystkie wątpliwości ukazując obraz prawdziwego piekła, w którym każdy kolejny dzień to walka o przetrwanie. Nikt nie wiedział kiedy to się zaczęło i kto to zaczął. Nawet ich wspomnienia dotyczące wyglądu świata przed Tragedią są zamazane.
    Świat nie istniał

   Pośród tej ciemności, niespodziewanie, zza jednego z bardziej zachowanych budynków wyjrzała postać. Szła ona spokojnie, nawet nie bacząc na mrok, który spowił miasto i na niebezpieczeństwa czyhające za rogiem. Postać miała ciemne ubranie zlewające się z  otoczeniem. Oraz długie, czarne jak noc włosy, których nie było widać końca. Oprócz białej, lśniącej koszuli, osoba byłaby niemożliwa do zauważenia. Cała jej twarz zasłonięta była ciemną grzywką. Postać cicho posuwała się do przodu. Ewidentnie było widać, że nawet nie stara się skradać. Robiła to mimowolnie, jakby była do tego stworzona. Zachowywała się jak kot. Oprócz poruszania się z gracją, omijała bezszelestnie przeszkody stojące na drodze, dzięki czemu sprawiała wrażenie, że potrafiła widzieć w ciemnościach...
- IZURUUUUUUUU-senpai!! - Spokój panujący w mieście przeciął rozlegający się aż nadto wesoły i kobiecy krzyk. Ni zowąd wybiegła z pobocznej uliczki dziewczyna. Owa postać nawet się nie zatrzymała ani rozejrzała. Po prostu kierowała się na przód.
- Izuuru, zaczekaj~! - kobieta biegła za postacią, której prawdopodobnie imieniem było Izuru. Nagle dziewczyna rzuciła się i próbowała wskoczyć na plecy czarnej postaci, ale ta po prostu skręciła w uliczkę subtelnie uciekając przed towarzystwem drugiej osoby.
- Hihi~ Nie uciekniesz mi~ - dziewczyna wejrzała w ową ucieczkę i zobaczyła znikające się w ciemności plecy Izuru - Hmm... Ale, może dam ci tej nocy odrobinę wolnej woli~ - powiedziała niby do siebie, a niby głośniej kierując to do uciekiniera. Zakołysała się na piętach, po czym wybuchnęła głośnym i gromkim śmiechem Rozniósł się on po całym cichym mieście. Nikt by się nie domyślił, że w tak urokliwej istocie tkwi taka przerażająca salwa śmiechu.. Jakby dźwięk ten wydobywał się z głębin i czeluści piekieł. Dosłownie, bo po jednym mrugnięciu oka dziewczyna znikła. Została po niej jedynie leżąca na chodniku czarno biała główka niedźwiedzia oraz echo jej głosu.

  Przeszedł obok ściany jednego z tutejszych zdemolowanych magazynów. Otrzepał rękaw ubioru, aby pozbyć się jakichkolwiek oznak dotyku tajemniczej kobiety. Nie żeby go w ogóle przed chwilą dotknęła, lecz sama jej obecność działała toksycznie i odrażająco. Uśmiechałby mu się ten wieczór bardziej, gdyby się na nią nie napotkał. Unika jej jak tylko może, a ona wraca jak bumerang. Lecz w końcu to jej miasto, jej dzieło, jej rozpacz. On jest tu tylko dlatego, że się nudzi. Nie ma w tym żadnego innego interesu. Zaczął powoli iść, gdy nagle przystanął w półkroku.
- Jest tu ktoś. - mruknął cicho. Niby nic niezwykłego, ale kto mógłby mieszkać w tak zniszczonym budynku, nawet nie udając się o tej porze na spoczynek? Może był to tylko jeden z wielu podwładnych Ultimate Despair? Nawet jeśli to zwykły ludzki robak, to nie widzi przeszkód, żeby zająć jakoś swój czas i to sprawdzić. Usłyszał dziwny szelest pochodzący z środka.
  Hmm... Ten dźwięk zbił go z tropu. A do tego doszedł wydobywający się ludzki głos...Nie myśleć o tym drugi raz, postanowił zbadać źródło dźwięku. Nawet w tych ciemnościach nie wydawał się  przestraszony tajemniczym głosem rozlegającym się w cichej okolicy, Albo był zbyt pewny siebie, albo był niespełna rozumu, albo nie miał się po prostu czego bać...
  Kocim, cichym krokiem skręcił prosto w przymknięte drzwi magazynu. Czubkiem eleganckiego buta otworzył szerzej drzwi. Rozległ się obrzydliwy trzask, ledwo trzymającego się na zawiasach, kawałku metalu służącego za drzwi. Wślizgnął się do środka w ogóle się nie spiesząc, a on sam zlał się z otaczającą ciemnością. Przeciętne oko nie byłoby w stanie wychwycić jego sylwetki. Wszedł na kamienną, popękaną posadzkę niechybnie prawie nachodząc na pustą butelkę po jakimś napoju, ale w ostatnim momencie cofnął nogę. Rozejrzał się próbując jak najdokładniej zbadać otoczenie.Nic nie było zdolne uciec jego analitycznego umysłowi:
- Ghh.. - Jego ucho wychwyciło ponownie ledwo słyszalny jęk... Szkoda, jednak nie było to żadne zranione zwierzę.. Czyli tylko kolejny człowiek... słaba istota, bezużyteczna, głupia oraz tak prosta do złamania... Eh, po co on tu w ogóle wchodził? Nie znalazł tu nic interesującego, tylko jednego z wielu biedaków popadających w rozpacz, nie mającego żadnej wyższej wartości.Jego chęć na rozrywkę powoli zamierała. Osobnik chory albo już umierający. Po prostu kolejna ofiara. Tak jak cały ten świat, który jest zarażony od korzeni. Nikt nie może sobie przypomnieć rzeczywistości przed Rozpaczą. Każdy przyzwyczaił się do widoku trupów na ulicach, po prostu ludzi umierających na każdym kroku. Panuje całkowita znieczulica.
   Podszedł kilka kroków do przodu. Nawet jeżeli to zwykły człowiek to może mógłby spędzić z nim swój czas bardziej zajmująco niż tylko chodząc na zgliszczach i unikać Ultimate Despair. Napotkał na drodze stertę starego papieru. Ominął ją i obszedł z drugiej strony. Leżał on tyłem do Izuru, a do tego skulony jak małe dziecko ściskające się za kolana. Przykryty był brudnym płaszczem, a jedynie zza kołnierza wystawała szopa, dłuższych, puszystych, szarych (?) włosów. Trudno stwierdzić Izuru było jaki to był dokładnie kolor, ponieważ w tym brudzie i ciemności kolory najprawdopodobniej były inne niż w rzeczywistości. Niełatwo było mu ocenić wiek osobnika, ale po strukturze kości mógłby stwierdzić, że był to nastolatek. A z pewnością był on płci męskiej. Izuru przykucnął i obojętnym, szybkim ruchem chwycił człowieka za ramię gwałtownie nim potrząsając. Znudzonym wzrokiem obserwował zrywającą się do siadu postać.
- C..C...Co...? - Krzyknął cichym, mało zrozumiałym i chrapliwym głosem. Izuru oparł podbródek o nadgarstek i wbijał wzrok w rozbudzającego osobnika. Pierw, tamten nawet nie odwrócił głowy w jego kierunku, może pomyślał, że zaatakował go ktoś z przodu. Cóż, grubo się mylił. Ciemnowłosy nie mógł doczekać się, aż zobaczy twarz obiektu swoich chwilowych zainteresowań.
- Hm. - wydał z siebie ledwo słyszalny dźwięk, aby tamten odwrócił się i zwrócił na niego uwagę. Jak na znak chłopak odwrócił twarz w jego kierunku. Izuru zamrugał oczami ze zdziwienia, co nie zdarzało mu się za często. Bynajmniej, gdyby nie był kim tym jest, miałby trudność z identyfikacją płci tejże osoby. Twarz miał chudą, drobną z wielkimi, mdłymi, zielonoszarymi oczami. Wydawało mu się, jakby postać była cała szara, mdła i bezbarwna. Na jego twarzy znajdował się mały i zadarty nos, blade usta i cienkie, jasne brwi, a duże oczy okalały długie, jasne rzęsy. Izuru skłonny był teraz powiedzieć, że miał on raczej białe lub kolor przypominający martwe ciało, włosy jak i skórę. Jednak, wiedział, że pod tą cienką i bladą skórą kryje się straszliwy odór...kłamstw? strachu? zepsucia? Izuru nie był do końca pewien, lecz wiedział, że owa twarz jest tylko maską. Zauważył to w chwili, kiedy spojrzał chłopakowi w oczy.
- A-Ah! Przeprasza..m..Kim..co... tutaj..robisz? - Wycharczał przełykając co słowo ślinę. Słychać było, że mówienie sprawiało mu trudność. Siedząc, podkulił nogi do klatki piersiowej plotąc wokół nich ręce. Drżał na całym ciele, ale stanowczo patrzył na czarnowłosego. Nie wyglądał na to że się boi, gdyż nie próbował nawet uciec. Nie wystraszył się widokiem dziwnego osobnika nawiedzającego jego miejsce spania, który do tego przebudził go w dość gwałtowny sposób. Raczej, jego mdłe, choć błyszczące oczy spoglądały ciekawie.
- Nazywam się Izuru Kamukura - powiedział wstając z kolan. W pasku wpadającego światła można było ujrzeć jego czerwone jak krew oczy, które spoglądały na trzęsącą się istotę ze znużeniem. W jego oczach nie była dostrzegalna ani jedna krzta ciepła. Wyglądał również na nieprzejętego tym, że zdradził swoje personalia nieznanej, bezdomnej osobie znajdującej się prawdopodobnie w rozpaczy, przez co nie wiadomo do czego mogłaby użyć tych danych. Jasnowłosy wygiął kąciki ust w dziwnym i krzywym uśmiechu, jednak sekundę później pochylił głowę.
- P-prze-przepraszam, ta-taki, śmieć jak ja...nie powinienem - mruczał pod nosem, a jego głowa zaczęła kiwać się w dziwnym takcie, raz drżała, a raz trzęsła się na boku.
- Zimno ci - Kamukura stwierdził. Nie oczekując na odpowiedź, zdjął z siebie marynarkę i rzucił ją na kolana chłopaka. Na co on chwycił ubranie w ręce po to, aby za chwilę zacząć żałośnie jęczeć. Wyciągnął ręce, aby Izuru wziął swoją marynarkę
- K-Kamu-mukura-sama, pr-proszę wziąć to spowro-otem - Trząsł się bardziej, jego ręce ledwo chwytały materiał. Teraz to prawdopodobnie nie tylko z zimna... Kamukura uniósł brew w niemym pobłażaniu i zignorował gest jasnowłosego.
- Kim ty jesteś? - Zaakcentował zwrot. Niecodziennie nadarza się taka okazja, że nowo poznany człowiek zwraca się do niego przez" sama". Odczuwał mimowolne zainteresowanie ów osobnikiem. Chłopak jedynie przechylił głowę na dźwięk jego pytania, jakby zapytał go o niewiarygodnie trudne zadanie matematyczne.
- Ja? - Szepnął, po czym przyłożył dłoń do czoła, jakby nagle zaczęła boleć go głowa - Ja.. Nie pamiętam..Nie wiem kim jestem...Ahh... Nie...!  Nie wiem...- Zacisnął palce na skórze. Stał się niewiarygodnie blady, po jego skroni spływały krople potu. Ponownie zaczął się trząść. Długowłosy nic nie powiedział, jedynie nałożył na chude ramiona swoją marynarkę, nie mogąc patrzeć jak ta żałosna istota się zachowuje. Chłopak jedynie skulił się bardziej dociskając opuszki palców. Izuru ze znużeniem go obserwował.
- Ha! - Odchylił głowę do tyłu. Jego grdyka nerwowo posuwała się w górę i w dół. - Hahah! Aha! Hahahaha! - Roześmiał się gardłowo. Jego schrypnięty śmiech rozchodził się śród ciemnej pustki - Hahah! Ja  nie wiem! Ja nic nie wiem! - Jego kark wydał z siebie dziwny trzask, gdy głowa powróciła do przodu. Zapadnięte, zmęczone oczy spojrzały na Kamukurę.
- Jetem nikim... Niczym... - Jego powieki opadłą, a głowa pochyliła się do przodu. I runąłby prosto na ziemię, gdyby Izuru w porę nie wyciągnąłby rąk i nie złapałby padającego ciała. Chwycił bladego chłopaka pod pachy i odchylił. Zemdlał. Może z głodu, może ze zmęczenia, kto wie? Bynajmniej nie wyglądał za dobrze.
- Serio...?- Mruknął do siebie. Dziwnym zderzeniem losu napotkał na gościa, który zemdlał prosto w jego ramionach i musi się z nim użerać. Jasne... Może po prostu go tu zostawi, co interesuje go jakiś chory bezdomny.
  Do jego nosa doszedł miły, waniliowy zapach. Nie sądziłby, że osoba mieszkająca w opuszczonym magazynie bez bieżącej wody i kosmetyków do higieny mogłaby tak przyjemnie pachnieć. Kamukura odpędził od siebie te małostkowe myśli. Nad czym on w ogóle się zastanawiał..?  Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, po paru sekundach chłopak bez najmniejszego wysiłku dźwignął ciało w swych ramionach. Jedną dłonią chwycił szarookiego między łopatkami, a drugą pod kolana. Jego ciało było lekkie, choć wyglądał na chudego to nie spodziewał się tak przerażającej lekkości na rękach.
- W sumie i tak się nudzę... - Powiedział niby do siebie niby do nieprzytomnej osoby. Nie musi wiedzieć dlaczego Kamukura mu pomaga, w sumie on sam nie nazwałby tego pomocą, po prostu chłopak zaciekawił go choć w dziwny i pokręcony sposób. A taka sytuacja zdarza się bardzo rzadko. Izuru ma szybką tendencję do nudzenia się sytuacją, miejscem, osobami. No cóż, może chociaż ten człowiek szybko nie trafi w odstawkę albo  nie zostanie zbyt szybko złamany...


___________
A/N: Krótkie, nieskończone opowiadanie, powstało jako jedno z pierwszych. Została tu baardzo pomieszana fabuła z kanonu, bo jak wspomniane było wcześniej, jestę debilę i nie ogarniam fabuł dNR XD
opowiadanie nie odświeżane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.